środa, 13 marca 2013

Tajemnica

W końcu czas opublikować teksty swojego autorstwa -.-; wciąż towarzyszą mi negatywne myśli związane z tym pomysłem, ale trudno, to wy - czytelnicy macie ocenić moją twórczość. Życzę miłej lektury.;)



Tajemnica
Część pierwsza

Ruki x Kai

Chciałem do silnych ramion Lidera. Do jego ciepła. Stać tak blisko by słyszeć bicie jego serca. Gdyby ludzie chcieli zmierzyć wartość cudów, zawsze dopatrywaliby się jakiś błędów, szukaliby lepszych rozwiązań i niedoceniali tego co mają przed oczami. Ty byłeś moim cudem, idealnym w swojej prostocie bo przecież byłeś jedynie człowiekiem, a potrafiłeś tak wiele zmienić. Znaleźć w sobie siłę, równowagę i spokój ducha. Mi też zawsze było ciebie mało i najchętniej w ogóle nie wypuszczałbym cię z mojego pokoju. Miałem sobie za złe, że nie doceniam czasu, który mi poświęcasz. Bo przecież spędzałeś ze mną cztery godziny co drugi dzień nie licząc weekendów. Tylko to było coś zwykłego, normalnego opracowanego szablonowo i nie dało się tego zmienić. Nawet ja, ten co buja w wyobraźni i nienawidzi patrzeć na świat z punktów materialnych.
Tworzyłem, ożywiałem rzeczywistość, zamieniałem ją na mój punkt widzenia i ubarwiałem ją. Porywałem do tego niesamowitego tańca, muzyki i kolorów widzów i nigdy nie protestowali.
Ale teraz wszystko było inaczej.
A właściwie tak samo.
Paradoks.
Próby odtwarzane są tak schematycznie byśmy dokładnie o nich pamiętali, weszły nam niemal w nawyk i czasem, gdy wypadało wolne z nieprzewidzianych powodów, często przyłapywaliśmy się na tym, że i tak każdy pod to studio do nagrań przyjechał, doskonale zdając sobie sprawę, że i tak jest zamknięte. Z drugiej strony szliśmy wtedy do knajpy i wszystko stawało się zabawą, przynajmniej dla mnie. To było dobre, wszelkie próby zmiany czegoś co do tej pory działa i ma się dobrze nigdy nie wychodzą zbyt dobrze. I miałem doskonałe pojęcie o tym, że to spartolę. Niezależnie, co zrobię, bo chłopacy po prostu nie będą na to przygotowani. Ale potrzebowałem uwagi Kai’a. A może nawet jako Lidera zespołu. Skoro prywatnie nie zwróciłby na mnie uwagi…
Wydzieranie się nie przynosiło efektów, paradowanie w strojach, które były wręcz oczojebne też przeszło bez większych rewelacji. Nie odbyło się bez dosadnych docinek gitarzystów ale perkusista miał to w poważaniu. Zastanawiałem się czy gdybym przyszedł w damskiej sukience w ogóle by mnie zauważył? Układy taneczne były szybsze, teksty co raz bardziej gorszące ale najwyraźniej chłopak czekał aż mi minie, albo uznał, że padło mi kompletnie na mózg więc i tak wszelkie rozmowy nie będą mieć sensu. Na ostatniej próbie z wycieńczenia psychicznego uderzyłem głową o ścianę. To był zły pomysł, pomijając ból, który czułem jeszcze dzisiaj. Chłopacy rzucili mi takie spojrzenie jak dziecku, które próbuje wsadzić makaron do włączonego piekarnika z radością krzycząc fajerwerki!
I naprawdę gdyby padła jedna uwaga od strony czarnowłosego, jedno spojrzenie, to przestałbym. 
Ale niee…
Zaczynałem się zastanawiać czy on mnie czasem nie zbanował jak w tych grach komputerowych…
Przysiadłem wykończony na ławce. Trudno mi się było pogodzić z tym, że on mnie traktuje jak powietrze. Ot coś nieistotnego. Szczególnie, że minęła kolejna noc spędzona na wyobrażaniu sobie tych silnych ramion tulących mnie do siebie…
Rozległ się alarm w komórce. Podskoczyłem jak oparzony, nie miałem pojęcia czemu alarm włączył się tak wcześnie, przecież dopiero co wszedłem do tego parku.
Wyświetlacz pokazał szesnastą piętnaście, a ja zamarłem. Od kwadransa trwała próba, nie wiem jak, bo wokalista siedział w parku!
Biegłem, to mało powiedziane, leciałem nie patrząc pod nogi, spiesząc się jak wariat. Schody autentycznie starałem się przeskakiwać o jak największą ilość stopni i tak dwadzieścia coś minut później, dysząc jak wariat otworzyłem drzwi do sali nagraniowej.
Kai tam był.
Kai patrzył na mnie.
Kai był wściekły.
Nie wiem czy uraziłem go jako członka zespołu, czy zawiodłem jako przyjaciel. Możliwe, że oba.
- Co się stało, że nie byłeś na czas? – rzucił chłodno nie dając mi jednak ani chwili do wyszukania wymówki.
- Zagapiłem się. – mruknąłem. Był przyzwyczajony, wiedział, że żyje w swoim świecie i takie gadki w moim przypadku traktowane całkiem poważnie. Westchnął przecierając skronie.
- Takanori Matsumoto… nie spóźniaj się więcej. – udzielił mi reprymendy. Stałem jeszcze dłuższą chwilę nie wiedząc, co się stało.
On się do mnie odezwał.
Obdarzył swoją uwagą.
Od teraz będę się spóźniał.
Notorycznie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz