Tajemnica
Część pierwsza
Ruki x Kai
Chciałem
do silnych ramion Lidera. Do jego ciepła. Stać tak blisko by słyszeć bicie jego
serca. Gdyby ludzie chcieli zmierzyć wartość cudów, zawsze dopatrywaliby się
jakiś błędów, szukaliby lepszych rozwiązań i niedoceniali tego co mają przed
oczami. Ty byłeś moim cudem, idealnym w swojej prostocie bo przecież byłeś
jedynie człowiekiem, a potrafiłeś tak wiele zmienić. Znaleźć w sobie siłę,
równowagę i spokój ducha. Mi też zawsze było ciebie mało i najchętniej w ogóle
nie wypuszczałbym cię z mojego pokoju. Miałem sobie za złe, że nie doceniam
czasu, który mi poświęcasz. Bo przecież spędzałeś ze mną cztery godziny co
drugi dzień nie licząc weekendów. Tylko to było coś zwykłego, normalnego
opracowanego szablonowo i nie dało się tego zmienić. Nawet ja, ten co buja w
wyobraźni i nienawidzi patrzeć na świat z punktów materialnych.
Tworzyłem,
ożywiałem rzeczywistość, zamieniałem ją na mój punkt widzenia i ubarwiałem ją.
Porywałem do tego niesamowitego tańca, muzyki i kolorów widzów i nigdy nie
protestowali.
Ale teraz wszystko było inaczej.
A właściwie tak samo.
Paradoks.
Próby
odtwarzane są tak schematycznie byśmy dokładnie o nich pamiętali, weszły nam
niemal w nawyk i czasem, gdy wypadało wolne z nieprzewidzianych powodów, często
przyłapywaliśmy się na tym, że i tak każdy pod to studio do nagrań przyjechał,
doskonale zdając sobie sprawę, że i tak jest zamknięte. Z drugiej strony
szliśmy wtedy do knajpy i wszystko stawało się zabawą, przynajmniej dla mnie.
To było dobre, wszelkie próby zmiany czegoś co do tej pory działa i ma się
dobrze nigdy nie wychodzą zbyt dobrze. I miałem doskonałe pojęcie o tym, że to
spartolę. Niezależnie, co zrobię, bo chłopacy po prostu nie będą na to
przygotowani. Ale potrzebowałem uwagi Kai’a. A może nawet jako Lidera zespołu.
Skoro prywatnie nie zwróciłby na mnie uwagi…
Wydzieranie
się nie przynosiło efektów, paradowanie w strojach, które były wręcz oczojebne
też przeszło bez większych rewelacji. Nie odbyło się bez dosadnych docinek
gitarzystów ale perkusista miał to w poważaniu. Zastanawiałem się czy gdybym
przyszedł w damskiej sukience w ogóle by mnie zauważył? Układy taneczne
były szybsze, teksty co raz bardziej gorszące ale najwyraźniej chłopak czekał
aż mi minie, albo uznał, że padło mi kompletnie na mózg więc i tak wszelkie
rozmowy nie będą mieć sensu. Na ostatniej próbie z wycieńczenia psychicznego
uderzyłem głową o ścianę. To był zły pomysł, pomijając ból, który czułem
jeszcze dzisiaj. Chłopacy rzucili mi takie spojrzenie jak dziecku, które
próbuje wsadzić makaron do włączonego piekarnika z radością krzycząc
fajerwerki!
I naprawdę
gdyby padła jedna uwaga od strony czarnowłosego, jedno spojrzenie, to
przestałbym.
Ale niee…
Zaczynałem
się zastanawiać czy on mnie czasem nie zbanował jak w tych grach komputerowych…
Przysiadłem
wykończony na ławce. Trudno mi się było pogodzić z tym, że on mnie traktuje jak
powietrze. Ot coś nieistotnego. Szczególnie, że minęła kolejna noc spędzona na
wyobrażaniu sobie tych silnych ramion tulących mnie do siebie…
Rozległ
się alarm w komórce. Podskoczyłem jak oparzony, nie miałem pojęcia czemu alarm
włączył się tak wcześnie, przecież dopiero co wszedłem do tego parku.
Wyświetlacz
pokazał szesnastą piętnaście, a ja zamarłem. Od kwadransa trwała próba, nie wiem
jak, bo wokalista siedział w parku!
Biegłem,
to mało powiedziane, leciałem nie patrząc pod nogi, spiesząc się jak wariat. Schody
autentycznie starałem się przeskakiwać o jak największą ilość stopni i tak
dwadzieścia coś minut później, dysząc jak wariat otworzyłem drzwi do sali
nagraniowej.
Kai tam
był.
Kai patrzył na mnie.
Kai patrzył na mnie.
Kai był
wściekły.
Nie wiem czy uraziłem go jako członka zespołu, czy zawiodłem
jako przyjaciel. Możliwe, że oba.
- Co się stało, że nie byłeś na czas? – rzucił chłodno nie
dając mi jednak ani chwili do wyszukania wymówki.
-
Zagapiłem się. – mruknąłem. Był przyzwyczajony, wiedział, że żyje w swoim
świecie i takie gadki w moim przypadku traktowane całkiem poważnie.
Westchnął przecierając skronie.
- Takanori
Matsumoto… nie spóźniaj się więcej. – udzielił mi reprymendy. Stałem jeszcze
dłuższą chwilę nie wiedząc, co się stało.
On się do mnie odezwał.
Obdarzył swoją uwagą.
Od teraz będę się spóźniał.
Notorycznie.